31 marca 2020

Epidemie w dawnym Krakowie

Ten odcinek miał był poświęcony dalszej historii przemysłu metalowego ale zamknięte biblioteki i zakaz przemieszczania się skutecznie uniemożliwił mi zbieranie materiałów do planowanych odcinków. Jednocześnie zatrważające wieści dochodzące z mediów skłaniają do refleksji nad obecną sytuacją, która wydaje się być bez precedensu. Czy aby na pewno?

* * *

"Od powierza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie" - tak brzmi fragment chrześcijańskiej suplikacji. Obawy przed ogniem i wojną nie wymagają wyjaśnień i pozostają aktualne. Głód wydaje się nam nie grozić - w dawnych wiekach często był skutkiem wojen, plagi szkodników lub anomalii pogodowych np. suszy. Prymitywna gospodarka rolna nie pozwalała na zgromadzenie większych zapasów i ledwo pokrywała bieżące zapotrzebowanie na żywność - zmiana plonów była zawsze dotkliwie odczuwana. Od kilku lat również mamy do czynienia ze zmianami klimatycznymi i nie wiadomo do jakich długofalowych skutków zaprowadzą... Niemniej zawsze największą grozę budziło "powietrze" a raczej "morowe powietrze" czyli powietrze niosące zarazę i zagładę (łac. mortem - śmierć). Zadufani w potęgę nauki, techniki i medycyny już zapomnieliśmy o takim zagrożeniu. Jak się okazuje całkowicie błędnie. Ludzkość całego globu zmaga się obecnie z zagrożeniem morowym powietrzem, i nie jest to nowe doświadczenie w historii naszej cywilizacji.

Przydrożna kapliczka z tekstem suplikacji.
Fotografia: przydroznekapliczki.blogspot.com
Dość wcześnie zdawano sobie sprawę iż niektóre choroby są zaraźliwe. Zarażenie mogło się odbywać przez dotyk i wtedy należało unikać jakiegokolwiek kontaktu z chorym. Do najstraszniejszych i nieuleczalnych chorób zakaźnych należał trąd. Trędowaci byli uważani za umarłych za życia i byli skazani na życie w odosobnieniu w specjalnych schroniskach tzw. leprozoriach dla trędowatych, które organizowano zawsze ze murami miejskimi. W Krakowie największa fala trądu miała miejsce w XV wieku. Pierwsze lepozytorium - Szpital św. Walentego  - powstał na Kleparzu w 1327 r. W samym mieście istniało wiele szpitali zajmujących się mniej poważnymi chorobami. Najstarszym był założony w 1244 roku szpital św. Ducha prowadzony przez sprowadzonych przez biskupa Jana Prandotę braci zakonu Duchaków. Zakon ten został dobrze uposażony (należały do niego wsie Krowodrza i Wola Duchacka), aby nie brakło środków na opiekę nad chorymi. W 1783 nastąpiła kasata zakonu Duchaków, szpital ten w tym okresie już znacznie podupadł.

Szpital św. Ducha, akwarela B. Gąsiorowskiego, 2. połowa XIX w.
W głębi widoczna charakterystyczna wieża kościoła Św. Krzyża.
Ilustracja ze zbiorów Muzeum Historycznego Miasta Krakowa
Sporą grupę pacjentów szpitali stanowili chorzy wenerycznie. Epidemia kiły (syfilis) nawiedziła Kraków w XV wieku. Pierwszy przypadek odnotowano w 1495 roku i była to żona (raczej niewierna) burgrabiego zamku wawelskiego, która chorobę przywiozła z... pielgrzymki do Rzymu. Krakowski szpital "dla kiłowych" był popularną lecznicą, zwłaszcza w XVII wieku.

Czarna śmierć

Specjalną rolę odgrywały szpitale dla "zapowietrzonych" czyli chorych od morowego powietrza. Zdawano sobie sprawę iż należy takich pacjentów odizolować od społeczeństwa, aby nie doprowadzić do wybuchu groźnych epidemii. Te jednak, pomimo środków ostrożności, się zdarzały. W razie wybuchu takiej lokalnej epidemii całe miasto było zamykane, nikt nie mógł z niego wyjechać ani wjechać - aż do czasu gdy choroba wygasła. Każda taka epidemia niosła jednak za sobą smutne żniwo. Zdarzały się również epidemie których nie udało się lokalnie opanować i ogarniały one większe obszary świata. 

Obraz "Taniec śmierci" Michaela Wolgemuta inspirowany czarną śmiercią
- wyrażający równość wszystkich stanów w obliczu śmierci.
Ilustracja: wikipedia
Taka globalna epidemia dżumy, nazwana "czarną śmiercią" miała miejsce w XIV wieku. Wiedziano wówczas o straszliwych chorobach ze starożytności - wielkiej zarazie w Atenach (430 r. p.n.e.) czy dziesiątkującej Bizancjum dżumie Justyniana (541 r. n.e.) - sądzono jednak że w cywilizowanym, chrześcijańskim świecie już się to nie zdarza. A zaraza wybuchła na wschodzie i Indiach w 1347 roku, rok później została przywleczona do Genui, skąd swoim morderczym zasięgiem zajęła całą Europę. We Włoszech, które było europejskim ogniskiem dżumy, umarło wówczas ponad 80% ludności. Niewiele lepiej było w innych krajach - szacuje się że zginęło ponad 50% ludności kontynentu (szacunkowo od 75-200 mln). Na ziemie polskie dżuma dotarła poprzez Gdańsk, gdzie zmarło 18 tys., w Elblągu 7 tys. a w Toruniu 5 tys. Uważa się że centralna Polska była wolna od tej niszczycielskiej zarazy ale to nie do końca prawda. Owszem, dzięki pewnemu zacofaniu i odcięciu od reszty Europy pierwotna dżuma tutaj nie dotarła ale jej emisje wtórne powracające przez kolejne 3 wieki już Polski nie ominęły. Pod koniec XV wieku w Krakowie epidemie dżumy zdarzały się co dwa, trzy lata, a nawet rok po roku - w latach 1500–1750 odnotowano 92 epidemie, tylko w latach 1601–1650 aż 19 epidemii.

Animowana mapa ilustrująca rozprzestrzenianie się epidemii dżumy w Europie w XIV wieku
Ilustracja: wikipedia

Dżuma przenoszona była przez gryzonie (głównie szczury). Zarażenie następowało przez ukąszenie (głównie przez nosicieli pośrednich - pchły). Pierwsze objawy - gorączka, dreszcze, osłabienie - pojawiały się już po kilku godzinach. Następnie dochodziło do powiększenia węzłów chłonnych, oraz zgorzeli (z czarnym zabarwieniem - stąd określenie "czarna śmierć"). Po zainfekowaniu płuc choroba przenosiła się także drogą kropelkową. Śmierć następowała w przeciągu kilku dni, a śmiertelność wynosiła od kilkunastu do nawet 80%. Uważano że chorobę wywołuje "złe powietrze" (teoria miazmatów) zatem "odkażano" powietrze dymem z węgla i siarki. Lekarze w okresie zarazy nosili charakterystyczne maski z długimi dziobami, w których umieszczano wonne olejki łagodzące nieco wszechpanujący swąd i smród od rozkładających się zwłok...

Maska ochronna używana przez lekarzy w XVII wieku.
Ilustracja: wikipedia
Zarówno wielkie jak i lokalne zarazy paraliżowały organy państwa. Zawieszano prace urzędów, odraczano ważne wydarzenia (w 1599 roku z powodu pomoru o rok opóźnił się pogrzeb królowej Anny Habsburżanki). Jak radzono sobie w tym trudnym okresie? Na wieść o epidemii nierzadko uciekano z dużych miast do mniej zaludnionych miejsc - izolacja i rozproszenie było od dawna sprawdzoną receptą. Zaraza skłaniała ludzi do pokuty, modlitwy, umartwiania a nawet samobiczowania. Z drugiej strony szukano winowajców i w pogromach męczono i zabijano domniemanych winowajców: osoby ułomne, mniejszości religijne czy... grabarzy. Ostatni atak dżumy na Rzeczpospolitą nastąpił w połowie XVIII wieku ale nie oznacza to końca masowych epidemii. Zarazy miały miejsce w latach 1773, 1775, 1782, 1784, 1788 i pochłaniały nadal dużą ilość ofiar. Obok dżumy pojawiały się inne choroby: tyfus, czarna ospa czy nowa groźna choroba - cholera.

Epidemie cholery w XIX wieku

Koszmarem XIX wieku stały się epidemie cholery. Arabscy żeglarze chorobę tę nazwali "kholera" co oznacza "upływ żółci". Cholera z Indii i Azji Południowo-Wschodniej dotarła do drogą lądową przez Rosję. Do Polski Cholera dotarła w 1830 roku wraz z rosyjską armią tłumiącą powstanie listopadowe i szybko rozprzestrzeniła się na inne kraje Europy. Ta pierwsza fala zabiła w Rosji ponad ćwierć miliona ludzi, w Kongresówce zachorowało 46 tys. z czego zmarło 22 tys. Cholera dotarła w 1837 roku także do ubogiej Galicji, gdzie zgonów było ponad 100 tys. co stanowiło ponad 2,5% mieszkańców. Nie mniej groźne były kolejne fale cholery, które powracały do Galicji w latach 1846-47 (liczba ofiar sięgnęła wówczas 400 tys. - ale spora ich ilość była spowodowana panującym wówczas głodem), 1855 (75 tys.), 1866 (31 tys.), 1873 (90 tys.). Choroba zaczynała się od biegunki i wymiotów, po pierwszej fazie następowały dwie kolejne - każda bardziej dotkliwa od poprzedniej - z towarzyszącymi bólami brzucha oraz pociemnieniem i pomarszczeniem skóry. Następstwem wymiotów i biegunki było skrajne odwodnienie organizmu prowadzące w 50% przypadków do śmierci.

Józef Dietl - lekarz i prezydent Krakowa w latach 1866-1874
Ilustracja: wikipedia
Początkowo wydawało się iż cholera dotyka tylko ludzi z najniższych stanów, i faktycznie największe żniwo zbierała wśród najuboższych ale nie było to regułą. Niemniej nie uszło uwadze iż wśród osób żyjących w brudnych i ciasnych izbach, w kiepskich warunkach higienicznych, dochodziło do największej zachorowalności. Prezydent Krakowa Józef Dietl (z zawodu lekarz) w 1866 roku mówił "Cholera, aczkolwiek niebezpieczna i zabójcza, do uleczalnych jednak chorób liczoną być winna; wszakże uleczyć daje się tylko w początkach, tj. w okresie biegunkowym". Niestety niewielka ilość chorych szukała porady lekarskiej. W wyniku epidemii 1866 roku zmarło 8% populacji miasta. Dietl postulował poprawę warunków higienicznych w mieście, m.in. zasypanie koryta Starej Wisły, uznawanego jako siedlisko cholery - faktycznie będącego wielkim szambem do którego ścieki odprowadzano z Kazimierza i Stradomia. Z uwagi na nie spełnianie jego postulatów przez Radę Miejską prezydent ustąpił ze stanowiska w 1874 roku (po ustaniu kolejnej epidemii...). Do zasypania cuchnącego koryta jednak doszło, ale już po śmierci Dietla - w latach 1878-1880. Na jego cześć wytyczoną w tym miejscu aleję nazwano Plantami Dietla. 

Sebastian Petrycy, "Instructia abo nauka, jak się sprawować czasu moru", Kraków 1613
ilustracja: wikipedia
Od wieków filozofowie i medycy głowili się nad naturą rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych. Traktaty medyczne o powietrzu morowym pisał m.in. polski lekarz Sebastian Petrycy. Jednak prawdziwy przełom nastąpił za sprawą odkrycia mikroustrojów chorobotwórczych (bakterii i wirusów). Bakterie wywołujące cholerę zbadał i opisał w 1883 roku niemiecki lekarz Robert Koch. Epidemia tej choroby rozprzestrzeniała się poprzez brudną wodę. Dzięki zapewnieniu dostępu do czystej wody problem cholery wydawał się rozwiązany. Jednak w Krakowie nadal niechętnie podchodzono do kwestii budowy wodociągu. Zamiast niego w 1893 roku zbudowano nowy Teatr Miejski (dziś Słowackiego). Teatr ten powstał w miejscu wyburzonego... szpitala Duchaków przy ulicy Szpitalnej. Wodociąg powstał dopiero w 1901 roku.

Nauka w służbie walki z epidemiami

Jeszcze zanim odkryto naturę mikroustrojów zauważono iż można się uodpornić za pomocą szczepienia. Jednym z wynalazców tej metody był młody angielski medyk Edward Jenner. Zauważył on że ludzie pracujący przy krowach nigdy nie chorują na czarną ospę, chorują tylko na lekką jej odmianę krowiankę. Pomimo nieprzychylności Royal Society udało mu się w 1796 roku potwierdzić swoją hipotezę. Dzięki wszczepieniu krowianki organizm zyskiwał odporność na ospę. Od tego czasu prowadzono szczepienia ochronne przeciwko ospie - początkowo wybiórczo a w XX wieku już powszechnie (w Polsce od 1951 roku). Prawdziwy postęp w dziedzinie szczepionek nastąpił jednak dopiero w ramach badań naukowych. Odkrywca wirusa wścieklizny - francuski chemik Louis Pasteur - opracował skuteczną szczepionkę w 1882 roku. Pasteur wynalazł też metodę termicznego zabezpieczania żywności nazywaną od jego nazwiska pasteryzacją (wysoka temperatura zabija mikroustroje odpowiedzialne m.in. za procesy rozkładu). Wkrótce inni naukowcy opracowali szczepionki na szereg chorób m.in tężec (1890), dur brzuszny - tyfus (1896), dżumę (1897), gruźlicę (1927)...

Szczepienie ochronne przeciwko tyfusowi (roznoszonemu przez owady - pasożyty) w Krakowie w 1943 roku
Fotografia: NAC
Pewną pomoc w zwalczaniu chorób pochodzenia pasożytniczego umożliwiał DDT - stosowany od lat 40-tych XX wieku silny środek owadobójczy. Dzięki niemu zwalczano przenoszące groźne choroby pchły, wszy i pluskwy. Pomimo odkrycia jego niekorzystnego działania nadal jest on używany do walki z groźną chorobą - malarią. Potężny oręż do walki z chorobami bakteryjnymi opracował w 1928 roku szkocki bakteriolog i lekarz Alexander Fleming, który zauważył, że przypadkowe zanieczyszczenie podłoża pleśnią Penicillium notatum powstrzymuje wzrost kultur bakterii. Penicylina była pierwszym produkowanym antybiotykiem, wkrótce dołączyły do niej inne również syntetyczne antybiotyki, potrafiące zwalczyć trapiące ludzkość od stuleci choroby pochodzenia bakteryjnego. Niestety antybiotyki nie mogą być wykorzystane do walki z chorobami wirusowymi. Wirusy bowiem nie posiadają własnego metabolizmu, zatem nie są organizmami żywymi. A jak zabić coś co jest martwe?

Epidemie chorób wirusowych

W latach 80-tych XX wieku pojawił się nowy groźny wirus HIV, powodujący śmiertelną chorobę AIDS. Wirus HIV przenosił się przez krew i wydzieliny ciała. Najbardziej niebezpieczne są wirusy przenoszące się drogą kropelkową (przez "morowe powietrze"). Wspomniana wcześniej ospa jest chorobą wirusową a do zakażenia dochodzi między innym drogą kropelkową. Na ospę może na nią zapaść nawet osoba zaszczepiona, nie ma wypracowanej metody leczenia a śmiertelność dla niektórych szczepów wynosi nawet 95%. Po wyzdrowieniu pozostają na skórze szpecące ślady po strupach (objaw choroby). W 1963 roku epidemia ospy (przywleczonej z Indii) nastała we Wrocławiu. Miasto zostało otoczone kordonem sanitarnym, wprowadzono przymusowe szczepienia wszystkich mieszkańców miasta oraz odizolowano 2 tys. osób mogących mieć kontakt z zarażonymi. Dzięki tym środkom udało się epidemię opanować w 2 miesiące. Zachorowało wówczas 99 osób z czego 7 zmarło. Ostania epidemia ospy na świecie miała miejsce w 1977 roku a w 1980 roku uznano tę chorobę za całkowicie eradykowaną (wyeliminowaną).

Ubiór ochronny służby zdrowia w okresie epidemii ospy we Wrocławiu w 1963 roku
Zdjęcie: wikipedia
Mianem epidemii (od greckiego: epi - na, demos - ludzie) określa się występowanie w określonym czasie i miejscu wyraźnie większej ilości zachorowań niż oczekiwana. Występuje też pojęcie pandemii (greckie: pan - wszyscy), które oznacza epidemię o szczególnie dużych rozmiarach obejmująca całe kraje a nawet kontynenty. Dodatkowymi cechami pandemii jest niska śmiertelność ale wysoka zaraźliwość - w tym zaraźliwość w okresie bezobjawowym - niegroźne objawy powodują lekceważenie choroby. Pierwszy raz nazwy pandemia użyto w odniesieniu do "grypy hiszpanki", która w okresie 1918-1919 w trzech osobnych falach przetoczyła się przez Europę, Azję, Afrykę i Amerykę Północną. Pierwsza wiosenna fala była wysoce zakaźna ale o łagodnym przebiegu, przez co została zlekceważona. Druga fala nadeszła w sierpniu i cechowała się wysoką śmiertelnością, która nawet przy dobrej opiece lekarskiej wynosiła ponad 30%. Ostatnia fala miała już łagodniejszy przebieg. Na grypę łącznie chorowało około 500 mln ludzi, co stanowiło wówczas 1/3 populacji świata. Ilość ofiar śmiertelnych to ponad 50 mln. Co dziwne najbardziej podatne były osoby w przedziale wiekowym 20–49 lat. Zachorowalność i umieralność była wysoka z uwagi na fatalne warunki bytowe ludności w okresie jeszcze trwającej przecież wojny światowej. Na ziemie polskie choroba dotarła w maju 1918 roku, a ostatnie ofiary śmiertelne zdarzały się jeszcze wiosną 1920 roku. Chaos tego okresu (wojna, odzyskanie niepodległości, wojna z bolszewikami) uniemożliwiał prowadzenie statystyk. Aby walczyć z epidemią zamykano wówczas szkoły, kina, teatry i zabraniano zgromadzeń...

Plakat z wystawy "Tyfus w Krakowie", która miała miejsce w listopadzie 1942 roku
Ilustracja: NAC
Właśnie grypopodobne wirusy stanowią od XX wieku jedno z największych z zagrożeń. Oprócz wspomnianej "grypy hiszpanki" (1918–1919) na świecie miały miejsce inne epidemie: grypa azjatycka (1957) i grypa Hong-Kong (1968) każda ok. 1 mln zgonów. Początek XXI wieku przyniósł kolejne epidemie odwirusowych chorób dróg oddechowych: SARS (2003 rok - 774 zgony), ptasia grypa (2003-2006 - 262 zgonów) czy w końcu świńska grypa A/H1N1 (2009-2010), która miała już formę pandemii i pochłonęła od 150–580 tys. ofiar. W latach 2013-2016 w Afryce miała też miejsce epidemia gorączki krwotocznej Ebola zabijając 11 tys ludzi. Niestety pomimo tych sygnałów ostrzegawczych ludzkość nie przygotowała się dostatecznie do nowego koronawirusa COVID-19...

* * *

Za wcześnie na jakąkolwiek próbę analizy obecnej pandemii. Na chwilę bieżącą na świecie zachorowało ponad 841 tys. osób z czego zmarło ponad 41 tys. (co daje 5% śmiertelność), ale krzywa zapadalności jest funkcją wykładniczą i wciąż rośnie w przerażającym tempie...

W obliczu groźnej pandemii wprowadzono rygorystyczne zasady bezpieczeństwa polegające głównie na izolacji, a sytuacja taka może potrwać jeszcze wiele tygodni. Potężny kryzys zdrowotny nie pozostaje bez wpływu na gospodarkę. Jedno jest pewne ludzkość przetrwa tę próbę ale wyjdzie po niej zmieniona. Zweryfikować należy dotychczasowe trendy w polityce, gospodarce i przemyśle. Globalistyczne podejście nie sprawdza się bowiem w sytuacji globalnego zagrożenia i ogromne znaczenie mają wówczas potencjały przemysłowe poszczególnych państw narodowych.

Na koniec tradycyjnie film - tym razem długi bo trwający ponad 1,5 h - o epidemii "Czarnej śmierci" w Europie:


Na ten trudny czas życzę wszystkim Czytelnikom dużo zdrowia, cierpliwości i pokory.